14.08.97 Nr 189 Nakład 153 |
Edyta Stein (1891 - 1942)
Siostra Teresa Benedykta od Krzyża
FOT. ARCHIWUM
Dzienna data śmierci przed 55 laty Edyty Stein, w Karmelu siostry Teresy Benedykty od Krzyża, nie jest pewna. 6 sierpnia 1942 roku w liście z obozu przejściowego w Drente-Westerbork w Holandii napisała do przełożonej zakonnej: "Jutro wcześnie rano odejdzie transport. Śląsk albo Czechosłowacja?". Czechosłowacja i na przykład Terezin mógł oznaczać odroczenie wyroku. Celem był jednak Śląsk: Oświęcim. 9 sierpnia 1942 roku - prawdopodobnie, bo w rejestrach obozu w Auschwitz nie został odnotowany transport z Drente-Westerbork, a więc zapewne prosto z selekcji na rampie - Edyta Stein poszła na śmierć do komory gazowej.
Wątpliwość co do dokładnej daty jej męczeństwa była przyczyną pewnego opóźnienia procesu beatyfikacyjnego siostry Teresy Benedykty od Krzyża; w roku 1972 zakończył się proces informacyjny, beatyfikacja nastąpiła w 1987 roku. Drugą przyczyną zwłoki miał być protest środowisk żydowskich przeciw "zawłaszczaniu" jej śmierci. Żydzi dowodzą, że Edyta Stein zginęła z rąk nazistów nie za wiarę, lecz za pochodzenie, nie dlatego, że była katolicką zakonnicą, lecz że była Żydówką. Powszechnie oczekiwano jednak, iż na Kongresie Eucharystycznym we Wrocławiu, mieście, w którym w 1891 roku urodziła się Edyta Stein, Jan Paweł II - który przecież dowiódł w sporze o Karmel w Oświęcimiu, że uznaje pogląd o wyjątkowości holocaustu i docenia drażliwość Żydów - ogłosi siostrę Benedyktę świętą. Papież jest przekonany o świętości karmelitanki, a ponadto łączy go z nią uznanie dla fenomenologicznej metody w filozofii (którą Stein chciała "pożenić" z tomizmem) i admiracja dla świętego Jana od Krzyża. "Polskie wątki" w życiorysie Edyty Stein nie przesądziły jednak o dacie i miejscu kanonizacji; ma się ona dokonać przy innej okazji - w Rzymie.
Tych "polskich wątków" było więcej. Stein była uczennicą i asystentką jednego z największych filozofów XX wieku, Edmunda Husserla, u którego studiował też Roman Ingarden, zapewne jedyny polski filozof, który mógł na wykładzie powiedzieć na przykład: - Arystoteles twierdził tak a tak, ale ja się z nim nie zgadzam - i być w tym wiarygodny. Stein i Ingarden zaprzyjaźnili się na studiach, a następnie przez dwadzieścia lat, do wybuchu II wojny, korespondowali. Zachowały się tylko jej listy; wydane w książce pod tytułem "Spór o prawdę istnienia" są pięknym świadectwem niełatwego (Ingarden nie okazał zrozumienia dla zaangażowania religijnego, wyrzucał też przyjaciółce "zdradę" filozofii dla teologii) dialogu, porozumienia i współpracy. Stein interesowała się rozwojem sprawy polskiej; Ingarden, gdy go poznała, był z powodu niedomogi sercowej urlopowany z Legionów, do których wstąpił na ochotnika. Z czasem bodajże nauczyła się nawet co nieco języka polskiego. Potem domagała się wiadomości o stanie polskiej filozofii, o zawodowym, ale także o rodzinnym życiu przyjaciela. "Winna jestem Panu powinszowania. Pańska dziecina musiała wszakże obchodzić swe pierwsze urodziny. Nigdy nic Pan mi o niej nie pisze, czyżby dlatego, że byłoby to dla mnie zbyt 'ludzkie'? A przecież w tej dziedzinie cechuje mnie właśnie spora biegłość. Pielęgnowałam ostatnio w połogu mą siostrę i doglądałam jej niemowlęcia" - pisze w październiku 1921 roku. Miesiąc później: "Serdeczne powinszowania z okazji narodzin drugiej pociechy. Niech nie myśli przypadkiem, że jest dla mnie mniej ważna, bo przyszła na świat jako druga. I nie musi skończyć roku, zanim się o nim coś powie. Choćby po to, by móc ich rozróżniać, musiałabym dowiedzieć się jednak przynajmniej imion".
W autobiografii Edyta Stein opisała, w jaki sposób została asystentką Husserla. Ośmielona pochlebną oceną pracy doktorskiej, odważyła się: "Pan potrzebuje asystenta. Czy nie sądzi pan, że mogłabym być w czymś pomocna? Mistrz przystanął na środku mostu i zawołał z prawdziwie radosnym zdziwieniem: Chciałaby pani przyjść do mnie? O tak! Z panią naprawdę chętnie bym pracował! Nie wiem, kto był szczęśliwszy z nas dwojga. Byliśmy jak młoda para w chwili zaręczyn".
W listach do Ingardena sumiennie relacjonowała koledze zmienne koleje tej współpracy. O Husserlu nie wyraża się inaczej niż "Mistrz", ale jako szef musiał chyba być potworem; nie chciało mu się nawet przeczytać zredagowanego przez asystentkę jego głównego dzieła "Idee", nie mówiąc o pracach uczniów i o jej tezie doktorskiej, którą zaledwie zdążył przed egzaminem "przejrzeć". W końcu nie zgodził się, zapewne tylko dlatego, że była kobietą, żeby zdobyła jak najbardziej zasłużoną habilitację. "Moja świętej pamięci praca habilitacyjna" - z pogodną rezygnacją zdobyła się na żart w liście.
Zdaje też Ingardenowi sprawę ze swego życia duchowego. "Jestem teraz w przededniu przejścia na katolicyzm" - pisze 15 października 1921 roku. "O tym, co mnie do tego skłoniło, nic nie pisałam. Bo też trudno jest o tym wszystkim mówić, a pisać tym bardziej. W każdym razie przez ostatnie lata dużo więcej żyłam, niż filozofowałam. Przeżywam bardzo ciężkie chwile. Dla mojej matki zmiana wyznania jest czymś najgorszym, co mogłam jej uczynić". Rozpacz matki wyjaśnia tytuł - spisanej już w zakonie - autobiografii: "Dzieje pewnej żydowskiej rodziny". Wychowana w bardzo przywiązanej do religii rodzinie żydowskiej, Edyta od czternastego roku życia uważała się za ateistkę. Od judaizmu odpychały ją - jak wyznała - drobiazgowe, skostniałe przepisy Talmudu, ale jeszcze coś więcej. Przyjaciela, religijnego Żyda, zapytała, czy wierzy w Boga osobowego. "Odpowiedział zwięźle: Bóg jest Duchem, więcej o tym powiedzieć nie można. Było mi tak, jakbym zamiast chleba otrzymała kamień", wspominała. Nawróciła się ostatecznie pod wpływem lektury autobiografii mistyczki św. Teresy z Avila; czytała całą noc. "Gdy zamknęłam książkę, powiedziałam sobie: to jest Prawda".
W sierpniu 1922 roku donosi Ingardenowi: "Ostatnie 6 tygodni spędziłam we Wrocławiu. Po moim przejściu na katolicyzm matka sądziła, że mój pobyt w jej domu nie będzie już możliwy. Teraz pokazałam jej, że jest to jednak realne, i bardzo chciałaby mieć mnie znów na stałe przy sobie". 13 października 1933 roku pisze: "Oba ostatnie miesiące spędziłam u mojej matki, teraz zaś znajduję się w drodze do Kolonii, by wstąpić jutro do zakonu karmelitanek. To stary projekt". A po sześciu tygodniach: "Mogłam się łatwo domyślać, że mego kroku nie powita Pan od razu z radością. Ale czy wszyscy moi starzy przyjaciele nie powinni raczej cieszyć się ze mną, że znalazłam się w końcu tam, gdzie od dawna jest moje miejsce". I pół roku później: "Dla Edith Stein zabrzmiało podzwonne. W jej miejsce narodziła się teraz siostra Teresa Benedykta od Krzyża. Na użytek dnia powszedniego to trochę przydługie, na co dzień nazywają ją więc siostrą Benedyktą. Nosi brązowy habit i biały kwef nowicjuszki, a przystępując do uroczystej służby na chórze przywdziewa biały płaszcz. Z listem przesyła Panu obrazek, jak wyglądała w dniu, kiedy składała śluby. Do niego dołącza też inny, którego część słowna Pan światłem moim i zbawieniem moim: kogóż mam się lękać - motto obłóczyn s. Teresy Benedykty] opowie nieco o dziejach jej duszy". Ale jeszcze po półtora roku czuje się zmuszona żartobliwie upomnieć korespondenta: "Czy nie mógłby się Pan wreszcie przełamać i nazywać mnie 'Siostrą Benedyktą', tak jak do tego obecnie przywykłam? Pisze Pan 'Panna Stein' i muszę się zastanawiać, co to właściwie znaczy". Oto jak poważnie traktowała sprawy - swojej i cudzej - wiary, jak szanowała inne poglądy. "Wiadomość o nawróceniu mojej Matki jest bezpodstawną pogłoską. Nie wiem, kto ją rozpuścił" - prostowała w liście do zaprzyjaźnionej zakonnicy. "Matka do końca pozostała przy swojej wierze. Ale ponieważ wiarę i ufność w Bogu zachowała od najwcześniejszego dzieciństwa aż do osiemdziesiątego siódmego roku życia, a w momencie ciężkiego zmagania się ze śmiercią to zaufanie pozostawało w niej żywe, jestem pewna, że znalazła łaskawego Sędziego i że w tej chwili jest moim najwierniejszym pomocnikiem, bym i ja doszła do mego celu". Przyjaciółka Edyty Stein z dzieciństwa, Gertruda Hoebner, świadczyła o niej: "Edyta wiedziała, że nigdy bym nie odstąpiła od mojej wiary żydowskiej, i przez całe życie bardzo skrupulatnie pilnowała się, by mnie od niej nie odciągać". Przełożeni niemal natychmiast po ślubach siostry Benedykty powierzyli jej opiekę duchową nad kandydatkami do Karmelu. Z listów Edyty można odczytać na przykład piękną historię delikatnej i czułej, ale nienatarczywej opieki nad inną konwertytką - Żydówką, Rut Kantorowicz. Do karmelitanek wstąpiła też młodsza siostra Edyty, Róża; wszystkie trzy zginęły tego samego dnia w Oświęcimiu.
W 1938 roku Edyta, Róża i Rut schroniły się przed represjami nazistów w siostrzanym klasztorze w Holandii. Władze Karmelu i przyjaciele w czasie wojny próbowali ewakuować je do Szwajcarii. Bezowocnie. "Kiedy ukazał się list pasterski biskupów holenderskich w obronie prześladowanych Żydów, gestapo poszło do klasztoru i zażądało wydania Żydów" - mówił profesor Roman Ingarden w odczycie wygłoszonym na prośbę kardynała Wojtyły w 25-lecie śmierci siostry Teresy Benedykty. "Ciekawa rzecz, że do klasztoru karmelitanek bosych w Echt przyszli nie po 'siostrę Teresę' taką czy inną, tylko po 'Fraulein Edith Stein'. Wiedzieli, że ona tam jest".
Andrzej Kaczyński