KONFERENCJA IV
Umocnienie więzi z Chrystusem a pogłębienie własnej duchowości
[Zacznijmy koniecznie od czytań Liturgii Słowa w Mszy Św. na środę IV tygodnia Wielkiego Postu !]
1. Wstęp
Rekolekcje wielkopostne dobiegają dzisiaj końca. I chciałbym, żebyśmy właśnie teraz podczas ostatniego rozważania pomyśleli, jaki jest związek tego, co dotąd wam mówiłem, z głównymi tajemnicami wiary chrześcijańskiej. Może dla kogoś było trochę dziwne, że dotychczas mówiłem głównie o życiu wewnętrznym, a potem o relacji do drugiego człowieka. Tak jakbym odsunął -- przynajmniej częściowo -- wymiar religijny naszego życia. Tak, jakby Pan Bóg pozostał gdzieś w tle rozważań.
Nie chodziło o to, żeby o nim zapomnieć, ale żeby uniknąć pewnego błędu, który -- zwłaszcza u ludzi wierzących, zaangażowanych w życie duchowe, czy w życie Kościoła -- dosyć często się pojawia. Mianowicie, błędu zbyt szybkiego szukania prostych rozwiązań za pomocą języka religijnego. Bo jeśli na każdy problem powiemy: "zostaw to Bogu", jeśli w każdej trudnej sytuacji umiemy poradzić: "Pomódl się", albo z lekko tajemniczym uduchowionym uśmiechem oświadczymy: "Pomodlę się w tej intencji", to możemy stworzyć samym sobie -- albo innym ludziom -- drażniący pozór, że wszystko po prostu rozwiąże się samo, i że nasz udział w życiu, w podejmowaniu ciężarów różnych problemów, jest wręcz niepotrzebny. Wtedy łatwo jest pogrążyć w poczuciu winy człowieka, któremu coś w życiu się nie wiedzie. Będzie on myślał, że widocznie niewystarczająco się modli, albo, że coś z jego sumieniem nie w porządku, skoro Pan Bóg nie chce go wysłuchać.
Tymczasem warto powiedzieć z całą pokorą, że Pan Jezus -- tak jak zresztą wczoraj mówiliśmy -- oczekuje od nas pełnego zaangażowania ludzkiego. I dopiero to jest warunkiem -- nazywamy to współdziałaniem z łaską Bożą -- rozwoju życia Bożego w nas. Nie wolno nam dyspensować się od osobistego zaangażowania w życie ludzkie pod pozorem składania wszystkiego na Pana Boga. Dlatego przez pierwsze dni rekolekcji, mówiłem głównie o ludzkim wymiarze naszego myślenia, działania, reagowania, otwierania się na innych ludzi. Ale z drugiej strony oczywiście nie można dopuścić do tego, żebyśmy pojęli życie wiary, jako wyłącznie osobisty wysiłek człowieka, który coś sobie zaplanuje, niczym lalkarz pociągnie tylko sznurkami za jakieś części własnej duchowości i pokieruje swoim życiem. Czy może, jak doświadczony woźnica, który z mniejszym lub większym wysiłkiem zachowuje panowanie nad ciągnącym wóz koniem. Nic podobnego. Naszym zadaniem jest zobaczyć, że ludzki wkład w codzienne życie chrześcijańskie, dopiero wtedy nabiera wartości i może się otworzyć na inspiracje Ewangelii, kiedy harmonizuje , spotyka się, przenika z obecnością Jezusa Chrystusa.
2. Wrażliwość Jezusa
Dlatego dziś stawiam pytanie o chrześcijański wymiar rozwoju wrażliwości wewnętrznej i otwarcia na drugiego człowieka. Chcę odkryć wraz z wami, do jakiego stopnia te -- wydawałoby się -- podstawowe warunki życia duchowego: uwrażliwienie swojego wnętrza i gotowość spotkania drugiego człowieka, nagle stają się wyraziste, jasne, wręcz porywające w świadectwie Ewangelii o życiu Pana Jezusa.
Popatrzcie: gdy od tej strony spojrzymy na różne chwile z życia Jezusa, to nagle się okaże, że on jest pierwszym szalenie wrażliwym znakiem obecności Boga w świecie, ale nie zamkniętym w sobie, skupionym na sobie, egocentrycznym; On jest stale, prosto, dyskretnie, a jednocześnie bezgranicznie -- otwarty na drugiego człowieka. Spójrzmy na kilka chwil z Ewangelii, kiedy staje się to takie jasne. Na przykład, gdy Jezus dowiaduje się o chorobie Łazarza i przychodzi do Betanii czwartego dnia po śmierci przyjaciela. Podchodzi do grobu i płacze, bo przeżywa ból po śmierci kogoś, kogo głęboko miłował. Ale jednocześnie wypowiada modlitwę dziękczynienia do Boga Ojca i nawet w tej modlitwie od razu zaznacza, że mówi ją ze względu na ludzi, którzy Go w tym momencie otaczają. Czyli w swoim własnym przeżyciu nie pozostaje zamknięty, skupiony na sobie, ale właśnie od razu dostrzega przy sobie ludzi, którzy jak on kochali Łazarza i jak on pragną się otworzyć na działanie Boga Ojca.
A spójrzmy na tę chwilę -- jeśli dobrze pamiętam, zapisaną u świętego Łukasza na początku ostatniej wieczerzy -- gdy Jezus mówi: "Gorąco pragnąłem spożywać tę Paschę z wami zanim będę cierpiał". Proste słowa, ale pokazujące wielką wrażliwość człowieka, który za chwilę stanie twarzą w twarz z cierpieniem i zarazem gotowość podzielenia się najszczerszymi uczuciami z tymi ludźmi, którzy są teraz wraz z nim. To samo przeniesie się nieco później do Ogrodu Oliwnego, gdy Jezus tak bardzo będzie cierpiał oczekując męki, że krople krwi wraz z potem będą kapały na ziemię. Również wtedy Jezus otwiera swoje serce na wolę Ojca i co więcej, pragnie, żeby Jego uczniowie do końca Mu towarzyszyli. A później w czasie męki, nawet dotknięty do żywego potrójnym zaparciem się Piotra nie przestanie myśleć o nim z wrażliwością. Jezus wyrazi to spojrzeniem, które wzbudzi w Piotrze tę niezwykłą falę skruchy, która nie popadnie w rozpacz, tylko zachowa nadzieję.
A potem te pojedyncze słowa z męki, gdy Jezus mówi: "przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią", albo dobremu łotrowi obiecuje Królestwo Boże, czy wreszcie, gdy powierza Maryi Jana, a Janowi swą Matkę -- są to chwile, w których widać wzruszającą czułość Jego serca, ogromną wrażliwość człowieka, który jednocześnie w żadnym geście się nie zamyka w Swoim własnym cierpieniu i swoim bólu, w swoim poczuciu osamotnienia, tylko do końca widzi przy sobie ludzi, których może kochać.
3. Wczuwanie się w przeżycia Jezusa
Dlaczego warto się nad tym zastanawiać? Dlatego, że jeśli podejdziemy do życia wewnętrznego na serio, jako do pewnego zadania, ale jednocześnie ogromnej szansy naszego całego życia ludzkiego -- to wtedy czytanie Ewangelii z jej poszczególnymi epizodami może rzucić zupełnie nowe światło na rozumienie Chrystusa. Wtedy Chrystus stanie się nam nieporównanie bliższy, jako ktoś, kto przeżywa to samo, tak samo, właśnie wtedy, gdy cierpi i właśnie wtedy, gdy autentyczność swojego oddania Ojcu pokazuje w kontakcie z drugim człowiekiem. I wtedy może nastąpić chwila prawdziwego onieśmielenia. Zauważę bowiem, że moje spojrzenie na życie duchowe pozostawało bardzo egocentryczne. Po cichu myślałem dotąd, że to przede wszystkim ja cierpię w moim życiu wewnętrznym, ale mimo to staram się otworzyć na drugiego człowieka i przebaczyć mu, zobaczyć go, nie przestać go kochać. Jezusa dostrzegałem niejako gdzieś w oddali -- jakbym przyznawał, że On też cierpiał, że On też to przeżył, że On też zniósł ogromny ciężar krzyża, ale zarazem jakbym myślał, że to najpierw ja ze swoim życiem mam tyle problemów, tyle niezrozumiałych chwil, tyle dramatów i Pan Jezus -- no tak -- może być jakąś pomocą w mojej trudnej egzystencji.
4. Odwrócenie spojrzenia
Nic podobnego. Prawdziwe odwrócenie spojrzenia może nastąpić, kiedy zobaczę, że to, co ja przeżywam, to jak ja potrafię się czuć przygnieciony krzyżem i dramatem zła, którego nie mogę pokonać ani w sobie, ani wokół mnie, jest tylko cieniem, jest tylko śladem, tego, o czym świadczy Jezus Chrystus całą swoją Ewangelią. A uczestnictwo w przeżyciach Chrystusa jest jakby jedyną szansą, żeby na własne życie i problemy spojrzeć z właściwym dystansem, żeby wreszcie przestać myśleć, że ja jestem w centrum świata z moimi trudnościami, bo odkryję, że pierwszy, który Swoje życie przeżywa naprawdę głęboko po ludzku i jednocześnie otwiera się w tym na tajemnicę miłującego Boga, to Chrystus.
5. Przeżycie świąt wielkanocnych
I jeślibym miał dziś, na zakończenie rekolekcji powiedzieć wam, na czym polega przeżycie świąt Wielkanocnych, do których mieliśmy się przez te dni przygotowywać, to powiedziałbym, że chodzi najpierw o to, by zrozumieć, że te święta nie są samym wspomnieniem historycznego wydarzenia, w które my usiłujemy mocą naszego intelektu i pobożności wierzyć, pomimo różnych przeszkód. To nie jest wydarzenie zewnętrzne, obce, dalekie, historyczne, które próbujemy tylko przywołać dziś i powiedzieć, że jakby z zaciśniętymi zębami, pomimo wszystko, ciągle w to wierzymy.
Celem przeżycia świąt Wielkanocnych jest zobaczenie, że to, co się stało z Chrystusem, to, jak został odrzucony przez ludzi i jak to szalenie głęboko przeżył w swojej pięknej wrażliwości, jest wzorem, pomocą i siłą dla mojego codziennego życia. I jeśli nastąpi ten przewrót, to znaczy powiedzenie, że to Chrystus jest pierwszym cierpiącym, pierwszym odrzuconym, ale jednocześnie pierwszym, który w ogromnej wierności okazał bezgraniczną miłość Bogu i ludziom, to wtedy mogę mówić, że uczestniczę w tajemnicy Paschalnej, czyli w prawdziwej przemianie życia, której tak bardzo pragnął Chrystus, bo zaczynam rozumieć, że moje życie wewnętrzne i moje otwarcie się na drugiego człowieka są przede wszystkim okazją i szansą do tego, żebym głęboko zmienił swoje spojrzenie na świat.
Spójrzmy na Ewangelię z
dzisiejszego i wczorajszego dnia, kiedy wczoraj Pan Jezus uzdrowił chromego nad sadzawką, a dzisiaj pokazuje, jak wielką głębią myśli wiążącej Go z Bogiem Ojcem jest przepełniona Jego postawa służby względem ludzi. Jeśli poczuję to, że pod zwykłymi -- wydawałoby się -- prostymi gestami Jezusa: uzdrowieniem, słowem, pocieszeniem, podniesieniem na duchu, kryje się Jego wewnętrzna więź z Bogiem Ojcem, która jest w stanie zwyciężyć i grzech i nawet śmierć; jeśli zobaczę, że pod postępowaniem Jezusa kryje się tak ogromna moc, to wtedy budzi się pragnienie, żeby tej tajemnicy dotknąć, żeby ją spotkać, żeby jej zaznać w naszym życiu.Jak to mogę zrobić? Jeśli moje życie zaczynam odkrywać jako cień, ślad, znak życia Chrystusa. A w tym pomaga czytanie Ewangelii, spotkanie ze słowem Bożym, modlitwa, życie Kościoła. Uczy nas, że nasze problemy, nasze sprawy, nasze dramaty są współudziałem w ciele Chrystusa. A my, właśnie wtedy, gdy patrzymy na te kwestie nie egocentrycznie, nie zapatrzeni w siebie, tylko z perspektywy Chrystusa, możemy zachować nadzieję i mimo wszystko, mimo wahań i trudności ciągle ufać, że Bóg w swoim miłosierdziu naprawdę zwycięża zło.
Kiedy dziś kończymy te rozważania i widzimy, że pozornie dalekie od Boga nasze codzienne wydarzenia mogą być cieniem życia Bożego, to pragniemy jeszcze raz wgłębić się w słowo Boże, wsłuchać w nie, pokochać je tak, by było naprawdę światłem na naszej ścieżce, to znaczy promieniem nadziei większej niż grzech i nawet niż śmierć. A wtedy z ogromną pokorą i cichą wdzięcznością spojrzymy na krzyż, w którym dramat zostaje pokonany pokorną miłością.
Ave crux, spes unica!