X. Jan Konarski

KONFERENCJA I

Wprowadzenie w tematykę rekolekcji (w oparciu o przypowieść o synu marnotrawnym).

[Zacznijmy koniecznie od czytań Liturgii Słowa w Mszy Św. na IV Niedzielę Wielkiego Postu !]


1. Wstęp

Zwykle, gdy podczas liturgii słowa, zwłaszcza w czasie Mszy Świętej niedzielnej, czytamy jakiś fragment Ewangelii, to dla jego lepszego zrozumienia, czy do wyczucia jego sensu w całości liturgii Kościoła ma pomóc lektura pierwszego czytania. I kiedy mamy przed oczami tę znaną doskonale przypowieść o synu marnotrawnym, którą Kościół czytał w czwartą niedzielę okresu przygotowania paschalnego, czyli Wielkiego Postu, możemy najpierw pomyśleć, że niesie ona w sobie takie bogactwo treści, że trudno zrazu wybrać to, co najistotniejsze dla naszego życia duchowego, by dobrze przygotować się do świąt Wielkanocy.

 

2. W świetle pierwszego czytania

I warto wtedy cofnąć się do pierwszego czytania tej niedzieli i spojrzeć, jaką sugestię, jaki klucz interpretacyjny sugeruje, zawiera to właśnie czytanie dla głębszego zrozumienia Ewangelii. A tu w Księdze Jozuego słyszymy jak Pan mówi: "dziś zrzuciłem z was hańbę egipską". Mówi to w momencie, gdy Izraelici u kresu czterdziestoletniej wędrówki wchodzą do ziemi obiecanej. Tego dnia obchodzą paschę i następnego dnia paschy - jedzą z plonu tej krainy chleby przaśne i kłosy prażone tego samego dnia.

Popatrzmy: pierwsze czytanie wydobywa z całej treści Ewangelii o synu marnotrawnym radość uczty. Radość tego, że po zdjęciu hańby ze swego ludu Izraelici mogą zasiąść do uczty i cieszyć się tym, czym są: spełnieniem Bożych obietnic, ogromem Bożego miłosierdzia. Gdy zatem od tej strony spojrzymy na dzisiejszą przypowieść, to jest ona dla nas przede wszystkim zapowiedzią tego, o czym powie drugie czytanie tej niedzieli: "w Imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem". Człowiek zdejmuje z siebie hańbę grzechu, nieprawości - i cieszy się godnością dziecka Bożego.

Liturgia słowa przypomnianej tu IV niedzieli Wielkiego Postu koncentruje się na tej fascynującej nadziei na życie w wolności człowieka, który był umarły, ale znów ożył, zaginął, ale odnalazł się. Tak, jakbyśmy już w tę IV niedzielę Postu, na kilka tygodni przed Wielkanocą mieli się ucieszyć tym, jak święto Zmartwychwstania Pańskiego może się odbić na naszym życiu. Może to być święto nie tylko historyczne, nie tylko rodzinne, nie tylko naturalne z radości, że wiosna wraca na ziemię, ale może to być święto serca człowieka wierzącego, który lepiej rozumie, czym jest zmartwychwstanie. Bo sam był umarły, ale znów ożył.

 

3. Dotknięcie śmierci

Gdy w ten sposób patrzymy na przytoczoną Ewangelię, jako przede wszystkim na zwiastun nadziei w naszym życiu, to pozostaje palące pytanie: jak postąpić, żeby mieć samemu udział w tej uczcie, do której są zaproszeni obaj bracia z tej Ewangelii.

A pomyślmy szczerze: Gdyby w momencie opuszczania domu przez młodszego syna powiedział ktoś, że za jakiś czas odbędzie się w domu tego ojca radosna uczta, to większość ludzi spodziewałaby się, że w tej uczcie będzie brał udział ten starszy syn, wierny ojcu. A młodszy syn, choćby chciał, na tę ucztę nie zostanie wpuszczony. A tym czasem przypowieść tak się toczy, że dostęp do uczty otwiera się inaczej, niż można się było tego spodziewać.

Jeśli zatem w nas budzi się dziś tęsknota za tym, by przeżyć radość Święta Wielkanocnego, radość z tej uczty życia, którą otwiera Chrystus, to warto wgłębić się w przytoczoną Ewangelię i w niej znaleźć warunki dostępu do tej radości, która tak wypełnia serce kochającego ojca. Zauważmy, że tłem całego dramatu, który toczy się na naszych oczach, jest śmierć. Najpierw dociera do nas kilkakrotnie powtarzane zdanie "mój syn był umarły, a znów ożył". Żeby zrozumieć, co to była za śmierć, warto wczytać się w tę Ewangelię od jej pierwszych słów, kiedy to młodszy syn mówi do ojca: "Daj mi część majątku, która na mnie przypada". Wtedy przecież syn domaga się realizacji testamentu, to znaczy, zachowuje się tak, jakby jego ojciec już umarł. I na potwierdzenie tego wyjeżdża do odległego kraju, żeby ze swoim ojcem nie mieć nic wspólnego.

Gdy zatem myślimy o tym, że ten syn umarł, to przede wszystkim musimy powiedzieć, iż to najpierw ojciec umarł w synowskim sercu. Syn unicestwił, zdeptał w sobie relację do ojca, a potem krok po kroku ponosił tego konsekwencje. On w sobie zniszczył synostwo. I teraz przychodzi czas, kiedy zachwiany zostaje ubóstwem i wzgardą ze strony ludzi - bo przecież musi pasać świnie, czyli zwierzęta nieczyste i nawet ich nieczystego pokarmu nie wolno mu jeść. Wówczas zaczyna myśleć o powrocie do domu, ale ponieważ zdeptał w sobie synostwo, to nie czuje się godny być znowu synem. Dlatego pragnie zostać niewolnikiem - tak jakby nie wierzył w to, że można z powrotem przywrócić utraconą więź z ojcem. Kiedy tak z postawy buntownika chce przejść w postawę uległości, uległości niewolnika wyzutego z praw i własnej woli, to wtedy spotyka ojca, który - ku zaskoczeniu wszystkich - przywraca mu właśnie godność syna. Powracający człowiek odkrywa, że mimo wszystko może być dalej kochanym synem w domu swego ojca! Radość z tego wydarzenia jest tłem dla przygotowania wspaniałej uczty. Człowiek, który zatracił, zniszczył, zadeptał poczucie synostwa względem ojca, cieszy się, bo może je naprawdę z powrotem odzyskać. Odzyskać lepiej teraz rozumiejąc, czym ono jest: ani uległością, ani złością; nie jest frustracją, tylko jest przyjęciem tego, że ojciec żyje i naprawdę kocha.

A z kolei starszy syn zrozumiał swoją rolę w domu ojca bardzo minimalistycznie, bo jedynie nie przekroczył nigdy żadnego polecenia swego ojca. Ale tak naprawdę, jeśli nie zdeptał, nie unicestwił swego synostwa, to przynajmniej uprościł je, spłycił je do tego stopnia, że zatracił jego wartość. Ten z kolei przechodzi jakby odwrotną drogę, bo z postawy uległości, niewolnika, który jest posłuszny woli ojca raczej przechodzi do postawy buntu i gniewu i nie może się zgodzić na to, by przyjąć naprawdę z miłością wolę ojca. I okazuje się, że ta druga możliwość, to przejście z uległości do buntu czyni jeszcze trudniejszym odkrycie, czym jest naprawdę przynoszące radość synostwo.

Musimy przyznać, że nieraz wahamy się pomiędzy tymi dwiema skrajnościami, bo albo będziemy zbuntowani przeciw Bogu żyli tak, jakby go nie było i jakby Bóg umarł, albo też nagniemy karku, podporządkujemy się Jego Woli, ale ciągle zachowamy cichą pretensję, że nas to tyle kosztuje, że musimy poświecić własne życie, przyjemności, wolność, po to, żeby się podobać Panu Bogu. A tymczasem przypomniana liturgia słowa IV Niedzieli Postu mówi, że radość z bycia Synem Bożym jest w zasięgu naszych możliwości. Gdy się możemy na nowo ucieszyć tym, kim jesteśmy - jesteśmy Dziećmi Bożymi.

 

 

4. Momenty otwierające drogę do nawrócenia

Nawiązując do przypomnianej przypowieści zastanówmy się teraz, jakie decydujące momenty przemiany, nawrócenia, prowadzą do tego, by odkryć sens synostwa Bożego. W przypadku młodszego syna jest to chwila, gdy on zgłodniały, wzgardzony, zastanawia się nad sobą i mówi: zabiorę się i pójdę do mojego Ojca. Ten człowiek, który dotąd znalazł radość życia w przyjemnościach zewnętrznych, w wydawaniu pieniędzy w poczuciu jakiejś siły - teraz skupia się w sobie, zastanawia się nad sobą.

Oto pierwszy moment skłaniający do nawrócenia. To ożywienie wrażliwości człowieka wewnętrznego. Moim zdaniem, to jeden z najważniejszych tematów do zastanowienia w naszym, trochę zwariowanym życiu, kiedy szukamy w tysiącach spraw świata zewnętrznego jakiegoś zadowolenia z tego, kim jesteśmy - satysfakcji, radości - a zaniedbujemy życie wewnętrzne. Właśnie pobudzenie uwrażliwienia na życie wewnętrzne jest tym momentem otwierającym drogę do nawrócenia.

O tym będę chciał mówić w czasie tych rekolekcji - jak obudzić wrażliwość człowieka wewnętrznego, z jakim ryzykiem to się wiąże, czego trzeba unikać żeby dojść do prawdziwej radości życia z tym związanej?

A u starszego syna? Gdy starszy syn robi wyrzuty ojcu - mówi do niego: "Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę". O swoim rodzonym bracie, ten człowiek mówi do Ojca "syn twój" - zrzucając jakby na niego całą odpowiedzialność za to, kim ten brat jest.

Echo takich słów znajdziemy nieraz w kłótniach rodzinnych: "Zobacz, jakiego syna sobie wychowałaś", albo: "Popatrz na swoją córkę, zobacz, to wyniki twojego wychowania". Starszy brat czuje się względem niego zupełnie obcy, nie może w ogóle go przyjąć, to jest dla niego odrażający obcy człowiek. I wtedy ojciec mówi: "Moje dziecko, trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył".

I tu znajdujemy drugi moment otwierający drogę do nawrócenia - zmiana spojrzenia na drugiego człowieka. To nie jest ktoś obcy, na kogo mogę spojrzeć, najwyżej chłodno albo interesownie, ale to jest żywy człowiek, którego mogę nazwać swoim bratem.

Tu pojawia się druga myśl, która będzie nam towarzyszyć przez rekolekcje, że mianowicie nawrócenie wymaga nie tylko ożywienia w sobie wrażliwości wewnętrznej, ale wymaga zmiany w spojrzeniu na świat i na drugiego człowieka. Jeśli tego dokonamy, jeśli na drugiego człowieka spojrzymy jak na brata, to radość uczty, radość ze spotkania, radość dzielenia życia z miłosiernym Bogiem stanie się naszym udziałem.


Tekst: (c)Ks. Jan Konarski
HTML ©2001 Jerzy F. Gierula
powrót na stronę główną Internetowych Rekolekcji 2001